Największa demonstracja w historii Polski [ZDJĘCIA]


    Żyjemy w kraju, w którym nasze niezadowolenie pokazujemy głównie na ulicach. Są różne sposoby manifestowania swojego zdania. Czy to napis na koszulce, "grafitti" na przystanku, czy przemarsz z wykrzyczeniem swoich postulatów. I o tym ostatnim chciałem dzisiaj napisać, ponieważ miałem okazję przypadkowo znaleźć się w centrum takiego wydarzenia.Warto dodać, że pogoda tego dnia była naprawdę dobra. Wręcz idealna na to, żeby coś zamanifestować.

   7 maja razem z przyjaciółmi wybieraliśmy się do Narodowej Galerii Sztuki "Zachęta". Ku naszemu zdziwieniu, na ulicach Warszawy przewijało się mnóstwo osób z flagami Polski i Unii Europejskiej. Trochę z nas ignoranci, ale nikt nie wiedział, że w tym dniu odbywa się marsz. Nikt nawet nie wiedział, że jakiś ma się odbyć. Im bliżej galerii sztuki byliśmy, tym głośniejsze były skandowane hasła, trąbki, gwizdki, krzyki, coraz więcej policjii i jeszcze więcej ludzi z flagami. Poszliśmy się wmieszać w tłum, posłuchać o co chodzi. W ten sposób trafiliśmy na manifestację, w której polacy pokazywali, że chcą zostać w Unii Europejskiej i chcą "wolności, równości i demoracji".
   Mnóstwo ludzi, cały przekrój społeczeństwa - od dzieciaków w wózkach, do staruszków poruszających się za pomocą laski, przez panów w garniturach i nastolatków z deskorolką w ręce. Całe rodziny, grupy przyjaciół, wszyscy przyszli w jednym celu - pokazać, że nie zgadzają się z czynami obecnej władzy. Przekrzykiwanie się o ilość osób nie ma według mnie żadnego sensu. Ludzi było mnóstwo. Na pewno nie 2 tysiące, ale również 220 tysięcy to wątpliwa sumka. 

  Przy wejściu na plac Piłsudskiego typowo ukazuje się straganik z suwenirami. Flagi, trąbki, chorągiewki - wszystko oczywiście w biało-czerwonych barwach. Duża za 25 zł, trąbka po 8 zł i interes się kręci. Zarobek przy takich okazjach jest zawsze kilkukrotnie większy niż zazwyczaj. Wchodzę w tłum, robię zdjęcia, obserwuje ludzi. Panuje piknikowa atmosfera. Uśmiechy na twarzach, dzieci bawiące się w berka, pary siedzące na kocach w uścisku, ktoś przyszedł ze zwierzakiem. Ogólnie miło i przyjemnie. Dopiero gdy kolejni politycy zaczęli się wypowiadać, tłum zaczynał skandować różne hasła, dmuchać w trąbki i machać energicznie flagami. Nagle z rodzinnej atmosfery, plac Piłsudskiego zamieniał się w typową manifę. 

  Warto przytoczyć kilka haseł, które pojawiły się na demonstracji. "Jarek, to nie tylko twoja PiSkownica". "Dobra zmiana, chyba dla barana", "Jarek chłopie, jesteśmy w Europie", "Jarosław, ty Polskę zostaw, kup sobie klocki Lego i zaproś Antoniego" oraz mój ulubiony slogan: 
  Sam marsz był dla mnie czymś nowym, ponieważ nigdy nie miałem okazji uczestniczyć w takim wydarzeniu. Przyznam szczerze, że było w tym coś niesamowitego - ludzie potrafili spotkać się w jednym miejscu, przejść przez całą Warszawę i wykrzykiwać swoje postulaty razem z innymi rodakami. Opozycja w tym czasie nie spała. W tym samym czasie, pod Kościołem pod wezwaniem św. Floriana w Warszawie zebrała się inna manifestacja, która po mszy, również wyruszyła skandować swoje racje na ulicach Warszawy. Było o tym, że KOD to zło, Unia Europejska to lewacki wynalazek i kilkanaście odwołań do naszej historii. Frekwencja jednak nie była rażąca, bo udział wzięło ok. 2,5 tysiąca osób. Jeden z księży nawoływał uczestników do modliwy o to, by państwo zadeklarowało intronizację Jezusa Chrystusa na króla Polski. Cała inicjatywa ma się odbyć 19 listopada tego roku. Tak moi drodzy, oni chcą wprowadzić w Polsce monarchię - i to nie byle jaką!

   Pomysł marszu "Jesteśmy i będziemy w Europie" był dobry, ale szkoda, że ostatecznie wyglądał jak ogromny rodzinny festyn. Koncert grupy Big Cyc nie był według mnie dobrym zwieńczeniem tej idei. Zobaczymy czy to przedsięwzięcie przyniesie jakieś skutki. Mam tylko nadzieję, że następnym razem zaproszą jakiś lepszy zespół, a flagi będą przynajmniej 50% tańsze. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

INSTAGRAM

@lebio.pl