"Mam słabość do każdego, kto nie traktuje zabawy w show-biznes na poważnie" czyli rozmowa z Piotrem Grabarczykiem z Grabari.pl
Swego czasu, błądząc po ciemnych czeluściach internetu, natknąłem się na wpis "Rośnie nam pokolenie "fejmu". Bądź debilem, byle popularnym!". Całość dopełniała fotka LittleMooonster96, która przykłada sobie puszkę z Fantą do głowy robiąc selfie. Myślę sobie - tytuł adekwatny do zdjęcia - więc zacząłem czytać. Czułem się, jakby ktoś wszedł do mojej głowy i przekuł moje myśli w ten tekst. Wiecie, to uczucie, kiedy czytacie coś tak, jakby były to Wasze słowa. Z każdym kolejnym wpisem byłem coraz bardziej zajarany humorem, dystansem i spostrzegawczością autora. Tak właśnie zacząłem czytać bloga Grabari.pl. O jego początkach, sposobie na sukces, przemyśleniach na temat polskich celebrytów i innych tematach, rozmawiałem z Piotrem Grabarczykiem.
Studiowałeś polonistykę, więc jak doszło do tego, że zostałeś dziennikarzem?
Show biznes fascynował mnie odkąd pamiętam, choć początkowo moja uwaga skupiała się wokół gwiazd muzyki. Prawie siedem lat temu mój znajomy zabrał mnie na pokaz Mariusza Przybylskiego, z którym współpracował, i to była pierwsza tak duża impreza medialna, na której byłem. Pamiętam, że z jednej strony czułem się tam bardzo nie na miejscu, a z drugiej nie mogłem oderwać wzroku od tego całego spektaklu: samego pokazu, szaleństwa fotografów na widok poszczególnych celebrytów, wywiadów i tak dalej. Ciekawiły mnie mechanizmy, które tym wszystkim rządzą, na ile kulisy różnią się od obrazka, który widzimy potem w telewizji czy gazetach. I to właśnie chyba ta ciekawość sprawiła, że zamarzyła mi się praca akurat w tej branży. Miałem studiować dziennikarstwo, ale był to wówczas najbardziej oblegany kierunek i po prostu się nie załapałem. Mniej więcej w tym samym czasie przeczytałem wywiad z Justyną Pochanke, która zapewniała, że studiowanie dziennikarstwa nie jest wymogiem do wykonywania zawodu. Zaufałem jej, bo panie z telewizji zawsze mówią prawdę.
Czyli ostatecznie jesteś zadowolony z tego, że jednak nie studiowałeś dziennikarstwa?
Brak kierunkowego wykształcenia w niczym mi nie przeszkodził. Wśród znajomych z branży są ludzie, którzy ukończyli ten kierunek, inni zaś nie mieli z nim najmniejszej styczności. Wiem tylko, że spora część wykładowców nie ma dobrego zdania o dziennikarstwie plotkarskim, a to przecież w głównej mierze kręgosłup show-biznesu.
Niestety tak jest. Ale o blogowaniu również mają negatywne opinie. Nawiązując do tego tematu, opowiedz mi coś o Twoim blogu. Strona Grabari.pl powstała po tym, jak zacząłeś pracować w show-biznesie?
Pomysł na bloga dojrzewał we mnie od jakiegoś roku. W końcu przyszedł taki moment, w którym wiedziałem dokładnie, jak ma wyglądać i na czym ma się opierać, więc uznałem, że okej, jedziemy z tematem. Mocno namawiała mnie do tego m.in. Basia Pasek, która swojego bloga barbra-belt.pl prowadzi już od bardzo dawna. Powtarzała mi przy kilku okazjach, że powinienem spróbować, bo mam predyspozycje i może wyjść z tego coś fajnego. Jako, że jestem łasy na komplementy, nie polemizowałem, a jedynie posłusznie wykonałem rozkaz bardziej doświadczonej koleżanki.
A miałeś jakieś obawy związane z posiadaniem bloga? Jakieś trudności?
Moją jedyną obawą było to, czy moja szefowa będzie patrzyła przychylnym okiem na taki "projekt". Okazało się jednak, że było to bezpodstawne, bo czyta mojego bloga regularnie i mocno mi kibicuje. Jedyne trudności więc wiążą się z tym, że słabo ogarniam sprawy techniczne. Najważniejsze jednak, że jeszcze potrafię pisać, więc o resztę się nie martwię.
Zrobiłeś już mnóstwo wywiadów, ale pierwszy raz zawsze najbardziej zapada w pamięć. Jak wspominasz swój?
Pierwsze wywiady robiłem jeszcze na studiach, gdy wraz z Maćkiem Sanikiem stworzyliśmy w serwisie MadonnaNewEra.net cykl "Voices", w którym publikowaliśmy rozmowy z współpracownikami Madonny: tancerzami, muzykami czy reżyserami jej teledysków. Większość z nich odbywała się drogą mailową, choć zdarzały się też pogadanki na Skype. Jeśli chodzi o show-biznes to moim pierwszym rozmówcą była Anna Mucha, więc z grubej rury, bo to babka z charakterem i wszyscy mnie straszyli, że lubi sie przekomarzać z dziennikarzami - a w szczególności z facetami. Promowała wtedy perfumy i w związku z tym nie był to wywiad o życiu i śmierci, ale uważam, że było okej. Trochę się stresowałem, z nerwów nawet nie włączyłem od razu dyktafonu. Sama rozmowa nie przyniosła może tematu na pierwsze strony gazet, ale to była dobra wprawka przed spotkaniami z kolejnymi gwiazdami.
To jak sobie odtworzyłeś początek wywiadu?
Szczęśliwie mam dobrą pamięć i w porę też zreflektowałem się, że jednak nie nagrywam, więc nie była to jakaś skomplikowana operacja.
Który swój wywiad uważasz za najlepszy?
Najlepszym był zdecydowanie wywiad z Dodą do magazynu PRIDE. Gadaliśmy godzinę w klimatycznej knajpce. Rozmowa ukazała się w całości, bez żadnych zmian czy poprawek - tak jak lubię najbardziej. Po ukazaniu się tego numeru, Dorota powiedziała mi, że to jeden z ulubionych wywiadów w całej jej karierze, a dla dziennikarza nie ma większej nagrody. W tym roku, zrobiłem wywiad z Hanną Lis - pierwszy po jej zwolnieniu z TVP. Dość mocno polityczny, a dla mnie to egzotyczne terytorium, więc stres był, ale satysfakcja była podwójna.
Aby żyć w blasku fleszy, trzeba oczywiście najpierw zdobyć popularność. Uważasz, że łatwo jest teraz zaistnieć w show-biznesie?
Nigdy nie było prościej. Internet regularnie zapewnia nam prawdziwy wysyp nowych celebrytów, choć często są to bardzo krótkie historie. Sztuką jest zaistnieć na dłużej, bo mimo wszystko wciąż trzeba spełniać ten sam warunek: mieć jakiś talent. Bez niego nikt nie przetrwa próby czasu. Obecnie to "5 minut sławy" trochę się wydłużyło. Kiedyś trwało kilka tygodni, miesięcy - dziś może to być nawet kilka lat. Ostatecznie jednak trzeba mieć coś do zaoferowania.
Uważasz w takim razie, że Natalia Siwiec ma nam coś do zaoferowania?
Wbrew pozorom tak. To fajna historia dziewczyny, którą ktoś wypatrzył na stadionie, a na drugi dzień jej zdjęcia obiegły cały świat i została gwiazdą. Sceptycy mówili, że trzy miesiące później nikt już nie będzie o niej pamiętał. Mijają cztery lata, a my wciąż o niej rozmawiamy, ona podpisuje kolejne kontrakty i próbuje swoich sił w aktorstwie. Nieważne z jakim skutkiem. Umiejętność utrzymania zainteresowania wokół własnej osoby, gdy co chwilę pojawiają się nowe twarze, to też sztuka. Na tle gwiazd, które mocno się pilnują i krygują przed kamerami, ona dostarcza tego, czego ludzie i media oczekują - rozrywki.
Skoro Natalia Siwiec oferuje nam swoje życie w odcinkach i niekwestionowane piękno, które podziwiamy, to co oferuje nam LittleMooonster96? Dla mnie ta dziewczyna to kosmos, nie potrafię do dziś zrozumieć jej fenomenu.
Ja też nie. Próbowałem, ale chyba jestem na to za stary. Póki co, Andżelika to dla mnie uosobienie nowej generacji nastolatków, którzy są pochłonięci tzw. fejmem. Mam wrażenie, że teraz co drugi dzieciak z gimnazjum chce być rozpoznawalny - choćby lokalnie. Wciąż jednak głęboko wierzę, że LM96 zaproponuje w końcu coś wartościowego, bo dysponując tak dużym zapleczem w postaci kilkuset tysięcy obserwatorów, szkoda byłoby, żeby pokazywała im w nieskończoność swoje nowe dżinsy czy prezenty od reklamodawców. A jeśli będzie - to trudno. Hajs się na pewno zgadza, więc po co kombinować?
Myślisz, że youtuberzy przejmą za niedługo "władzę" i będą pojawiać się na okładkach gazet opowiadając o swoim prywatnym życiu?
Nie sądzę. Czytelnik gazety ma jednak trochę więcej niż 16 lat, to nie jest ten target. Mówię oczywiście o segmencie rozrywki, bo osoby które trudnią się sztuką makijażu, gotowaniem czy technikaliami to już inna historia i pewne periodyki dedykowane tym dziedzinom prędzej czy później się nimi zainteresują.
Kogo uważasz za "grubą rybę" naszego show-biznesu? Kto odnajduje się w nim idealnie?
Jest sporo takich osób i każda z nich korzysta z dobrodziejstw show-biznesu na swój sposób. Z jednej strony mamy Małgorzatę Kożuchowską, z drugiej Edytę Górniak. Obie fascynują ludzi, choć wydawałoby się, że to dwie skrajnie różne postacie. Ja mam słabość do każdego, kto ma do siebie dystans i nie traktuje tej całej zabawy w show-biznes na poważnie.
A nie chciałbyś kiedyś, żeby to Tobie błyskały flesze po oczach, z Tobą robiono wywiady?
Niestety nie mam żadnego talentu, którym mógłbym się wsławić. Śpiewać nie umiem, tańczę tylko po alkoholu na Żurawiej 22, modelki ze mnie też nie będzie. To nie przypadek, że stoję z mikrofonem, a nie na odwrót.
Zawsze możesz nagrywać haule zakupowe na youtubie.
Nie wiem co to "haule", ale brzmi sprośnie.
Haule zakupowe nagrywa LM96 - to chwalenie się tym, co się kupiło. W takim razie gdzie widzisz siebie za 10 lat?
Za 10 lat chciałbym mieć wokół siebie harem przystojnych modeli i jeść obiady z Niną Terentiew, co więcej - płacić za to. Za modeli i obiady. To będzie oznaczało, że hajs się zgadza. A tak poważnie, to chciałbym mieć dalej frajdę z tego, co robię. Wybrałem sobie branżę, w której ciężko o nudę i niech tak pozostanie.
Nie czujesz się czasem przemęczony takim życiem? Wstajesz o tej 8 rano i musisz zrobić mnóstwo rzeczy, pojawić się w paru miejscach, potem wszystko zmontować, skleić, obrobić. Nie masz czasami po prostu dość?
Nie. Praca to praktycznie całe moje życie, jaram się tym. Czasami rzeczywiście dzieje się bardzo dużo w krótkich odstępach czasu, ale lubię szybkie tempo. To również idealny trening organizowania sobie czasu. Kiedy muszę wstać wcześniej, zazwyczaj po prostu nie kładę się spać i idę do pracy prosto po imprezie.
Znadujesz miejsce na inne rzeczy? Nie chcesz chyba spędzić życia samotnie. Gdzie czas na miłość?
Odpowiedź na to pytanie zarezerwowałem na swoją pierwszą okładkę w Vivie! Jedną z moich ulubionych okładek to numer z Dodą i nagłówkiem "Oddam wszystko za miłość!" - załóżmy, że to uzupełnienie odpowiedzi na pytanie, gdzie widzę siebie za 10 lat. A będąc całkiem serio - kocham swoją robotę, przyjaciół, Madonnę i małe pieski, więc miłości jest w nadmiarze.
Masz jakieś rady dla osób, które chciałyby zajmować się tym, co Ty?
Dużo czytać i być cierpliwym. Naprawdę, nic więcej nie potrzeba. Jeśli ma się umiejętności i zapał, to już połowa sukcesu - reszta przyjdzie z czasem. I warto mieć plan B, bo dziś może być super, ale kto wie, co będzie jutro czy za miesiąc?
Ty masz swój plan B?
Tak, match na Tinderze z jakimś obrzydliwie bogatym staruszkiem. Innej opcji nie widzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz